poniedziałek, 25 lipca 2016

Pozew przeciwko ZDF i producentom „Nasze matki, nasi ojcowie”.

W 2013 przez polskie media przetoczyła się gigantyczna afera w sprawie emisji niemieckiego mini-serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Chodziło głównie o to, że żołnierzy Armii Krajowej przedstawiono w nim jako antysemitów, żydożerców i generalnie osoby niewiele lepsze od członków SS. Teraz jedna z polskich kancelarii złożyła pozew w tej sprawie. Jako wnuk żołnierzy AK, oraz osoby odznaczonej przez instytut Yad Vashem, oraz prawie-już-absolwent prawa pozwolę sobie wtrącić swoje 3 grosze w tym temacie. Będzie trochę prywaty, ale myślę, że coś tam jednak wniesie do sprawy.

1. Mój pierwszy kontakt z serialem- był kompletnie przypadkowy! Serio. Na kilka tygodni przed całą aferą jaka wybuchła w polskich mediach, akurat skakałem po kanałach i satelicie dojechałem do stacji zagranicznych, w tym ZDF, gdzie serial miał akurat swoją premierę (wyjątkowy zbieg okoliczności! Ani nie mam specjalnie w zwyczaju jechać do kanałów kilkaset, ani o serialu nie wiedziałem wcześniej). Jako miłośnik II WŚ moją uwagę przykuły mundury z tego okresu. Postanowiłem więc „obczaić, jak też Niemiaszki się przedstawiają”. Dodam- mój niemiecki to ledwie parę słów. I doznałem lekkiego szoku, bo trafiłem akurat na scenę, gdy oficer SS strzela w głowę małej dziewczynce. Pomyślałem „ok- może Niemcy zrozumieli, że próba wybielania ich roli w II WŚ jest nie na miejscu”. I z jakiegoś powodu przełączyłem kanał, pozostając w tym błogim przekonaniu.

2.  Afera w Polsce- wybuchła jakoś z pewnym opóźnieniem, ale co tam. Generalnie wyszło, że Akowców przedstawia się tam w negatywnym świetle i nagle, gdy okazało się, że TVP kupiła prawa do emisji serialu, wielu miało zamiar iść z pochodniami i widłami na Woronicza.

3. Czy TVP powinno serial emitować w świetle tej afery?- cóż wyrażę opinię niepopularną ale... absolutnie tak! Nie dlatego, że mam zamiar szkalować formację, w imię której mój dziadek ganiał po lasach. Po prostu już tyle razy byłem świadkiem różnym „gównoburz”, w których twierdzono, że nasz naród i jego bohaterów szkalowano, a w sumie nie była to prawda, że musiałem się o tym przekonać. Żeby daleko nie szukać- graliście kiedyś w b. dobrą grę strategiczną „Codename Panzers: Phase One”? Na początku gry wcielamy się w Niemców atakujących Polskę w 1939. W jednej z cut-scenek, po wkroczeniu do jednej z podwarszawskich miejscowości spotykamy pijanego polskiego dowódcę. Jezusie Nazarejski- jak zareagowały polskie media? „Że Polaków przedstawiają jako alkoholików”, „że coś tam”. Każdy kto grał wie, że scena przedstawiała tak naprawdę dowódcę, który upił się po przegranej, honorowej walce z przeważającym wrogiem. W tym miejscu moglibyśmy wstawić Anglika, Francuza, Amerykanina, Węgra czy Eskimosa. Kontekst narodowościowy nie miał tu ŻADNEGO znaczenia i nie miał na celu szkalowanie żadnego narodu. Ale media o czymś musiały pisać. Dlatego też chciałem zobaczyć serial w całości- żeby poznać kontekst, żeby zobaczyć jak to tych akowców przedstawiono. Jednym zdanie: „dla czystej rzetelności, należało sprawdzić, czy jest się o co obrażać”.  No i się przekonałem.

4. Czy weterani AK i my Polacy, którzy staramy się pielęgnować tradycję Armii Krajowej mamy prawo obrażać się o ten serial?- TAK! Po zobaczeniu całości, musiałem z przykrością stwierdzić, że media przestawiły sprawę rzetelnie. Kontekst w jakim przedstawieni są żołnierze AK w przedmiotowym serialu jest ewidentnie kłamliwy i wypaczony.

5. Wydźwięk serialu- to nawet nie jest tak, że Niemcy w tym serialu unikają odpowiedzialności za II WŚ, Holocaust i te wszystkie nieszczęścia z lat 30tych i 40tych. Trzeba uczciwie przyznać, że twórcy serialu przedstawiają Niemców jako niezłych bydlaków. Jest wspomniana scena, gdy SS‑man strzela dziewczynce w głowę. Represje Wermachtu wobec Żydów i ludności cywilnej na wschodzie przewijają się w serialu „często- gęsto”. Na czym polega problem? Cóż- nie unika się tu niemieckiej odpowiedzialności za te wszystkie nieszczęścia, tylko stara się ją rozmyć, rzekłbym- rozwodnić. Pokazuje się, że inne narody biorące udział w II WŚ zachowywały się podobnie, na zasadzie „abo my tamto, ale pomagali nam Ukraińcy, a Polacy i Rosjanie tamto”. Nawet to może i prawda, ale chodzi to trochę o skalę, w której przeważali Niemcy. I to tworzy wypaczony obraz zdarzeń z lat 1939-45.



6. Głupoty serialowe- cóż, niby nie mają wielkiego znaczenia, ale pokazują trochę, jak scenarzysta podszedł do tematu. A podszedł trochę na zasadzie „na od.....”. Przede wszystkim kłują w oczy idiotyzmy geograficzne, pokazujące, że researche nie wykraczał poza „kto mieszka na wschód od Niemiec”, względnie „jakieś miasta na wschód od Niemiec”, albo „aktualna mapa Niemiec”. I tak ukraińska policja pomocnicza szlaja się w mieście Orzeł, dowiadujemy się, że ówczesne Gliwice (Gleiwitz) są w Polsce, a uciekający spod nich partyzanci, żeby dojść do Warszawy muszą przejść przez okolice Lublina.... No ale widocznie w Niemczech nie ma wikipedii albo google maps.... (drobna złośliwość). Aha- co do samego antysemityzmu AK. Niewątpliwe zdarzały się przypadki o podłożu, antysemickim, jednak akurat w wypadku tej formacji, można śmiało powiedzieć, że były to przypadki sprzeczne z wytycznymi dowództwa i rządu na uchodźstwie, a więc każdy taki przypadek można pełnoprawnie określić jako poczynania renegatów. Ale nie tylko o to chodzi. Wiele różnych bzdur historycznych, czy stereotypów przewala się na co dzień przez różne filmy czy seriale. Ale i ten wątek jest po prostu głupi- serialowi partyzanci, otoczeni przez niemieckie patrole i mający problemy z aprowizacją, najwidoczniej nie mają lepszej rzeczy do roboty niż gadanie „co to tym Żydom nie zrobią”, bo w serialu w zasadzie nic innego nie robią. Nie dość, że mocno kłamliwe, to jeszcze po prostu głupie.

7. Teraz trochę prawniczego bełkotu- 18 lipca 2016 roku przez portale o tematyce prawniczej przewinęła się informacja, że niemiecka telewizja ZDF i producenci serialu zostali pozwani. Powodami są Światowy Związek Żołnierzy AK oraz jeden z żołnierzy AK. Chodzi o naruszenie dóbr osobistych. W pozwie zażądano m.in. usunięcia w serialu liter AK z opasek noszonych przez rzeczony oddział oraz wyświetlenie informacji o prawdziwej roli AK w KAŻDEJ telewizji w jakiej wyświetlany był serial. No i pojawia się kilka problemów. Po pierwsze- obrońcy pozwanych podnosili, że polski sąd nie jest właściwy dla rozpatrywania sprawy o globalnym charakterze. Argumentacja taka, nie jest kompletnie od czapy, bo serial poszedł do kilkudziesięciu krajów. Sąd Okręgowy w Krakowie jednak uznał swoją właściwość do rozpatrywania tej sprawy, gdyż serial był emitowany również w Polsce. Tu pojawia się kolejny problem- pomimo że serial ma w tym wypadku ewidentnie charakter propagandowy, to stanowi absolutną fikcję. Nie przedstawia losów jakiegoś konkretnego oddziału AK czy konkretnych nazwisk. I pytanie czy mając na uwadze, że jakiś antysemicki oddział renegatów wśród AK się znajdzie i będą na to dowody historyczne, a fabułę serialu można uznać za fikcję literacką to czy wystąpiły obiektywne przesłanki, żeby uznać, że dobra osobiste powodów zostały naruszone. I trochę na dwoje babka wróżyła, bo w tej materii orzecznictwo bywa różne różniaste, a jedno z orzeczeń Strasburga (na które prawie na pewno powołają się pozwani) mówi jasno, że fikcja literacka w podobnych przypadkach nie stanowi naruszenia dóbr osobistych. No i dochodzi jeszcze kwestia wolności artystycznej i tym podobnych spraw. No ale ok-  załóżmy, że (czego szczerze życzę!)- strona powodowa wygra. I co dalej? Zaczynają się kolejne schody. Cóż- wyegzekwowanie wielu orzeczeń często ciągnie się latami, a wręcz nie jest realizowana nawet w Polsce. Na szczeblu międzynarodowym... przyznam się szczerze, że jako prosty żuczek nie do końca orientuje się jak to jest z wykonywaniem orzeczeń polskich sądów za granicą. Pobieżnie czytając widzę, że są regulacje w tej sprawie na terenie Wspólnoty Europejskiej. Co z pozostałymi krajami? Nie wiem, ale i w samej UE, wyegzekwowanie zasądzonych roszczeń będzie pewnie drogą przez mękę, której wielu członków Światowego Związku Żołnierzy AK ze względu na swój wiek- nie dożyje.

8.No to o co tu chodzi? -skoro wbrew pozorom sprawa, z prawnego punktu wiedzenia nie jest oczywista, a finalne załatwienie sprawy w sposób jaki wymarzyła to sobie strona powodowa jest prawie na pewno niemożliwe? Ok- są też roszczenia pieniężne, które z tego wszystkiego będzie wyegzekwować najłatwiej, ale tu przecież nie chodzi o pieniądze, prawda? Cóż- żołnierzom AK pewnie nie. Jest jednak kolejny zgrzyt. Pewnie nie wiecie, ale kancelarie prawnicze nie mogą się w żaden sposób reklamować. Dodajmy rynek jest mocno nasycony i na klienta, który przyjdzie z ulicy w zasadzie nie ma co liczyć. Co więc zrobić w takiej sytuacji? Ano albo liczyć na klientów z polecenia, co wymaga budowania bogatej bazy kontaktów, albo pojawić się w mediach w głośnym procesie. Sam znam przypadek, gdy jeden z moich wykładowców, po zostaniu obrońcą z urzędu w głośnej sprawie, zrezygnował z pracy na uczelni- najpewniej był to efekt zaistnienia w mediach i ustawianiu się klientów pod drzwiami kancelarii. Tu na początku przewijały się właśnie informacje, że kancelaria reprezentuje jednego z AKowców za darmo, ba- będzie im finansować przejazdy i takie tam. Później informacja zniknęła.  I żeby nie było- samo w sobie zaistnienie w mediach, czy jakaś forma pokazowego reprezentowania różnych podmiotów, których często nie stać na fachową pomoc prawną, w zamian za swego rodzaju rozgłos, nie uważam za coś złego. Z tego co widzę, kancelaria reprezentująca jednego z Akowców, bardzo często przewija się przez sprawy pro publico bono. I bardzo zacnie, że pomagają np. rodzicom chorych dzieci walczyć z NFZ. Jest tylko jedna kwestia. O ile np. w sporach o refundacje leczenia wyegzekwowanie zasądzonego roszczenia jest stosunkowo łatwe, o tyle tutaj, zakładając nawet wygraną- najpewniej uzyskamy wyrok wart tyle, co papier na którym go wydrukują. Tzn. oczywiście do wyroku sądu zastosuje się pewnie TVP. Tylko, że zasadniczo nie wiele to zmienia, bo i tak od 25 lat mówi o AK raczej w pozytywnym świetle. Telewizje z innych krajów, gdzie puszczono rzeczony serial, raczej to zignorują, a przecież chodzi tu o dobre imię Polski za granicą. Nie chce uchodzić za pesymistę, ale jedyną chyba metodą walki z takimi sytuacjami jest proszenie przez MSZ i różne instytucje (jak swego czasu robiła GW przy pojawianiu się terminu „polskie obozy koncentracyjne”), a jeśli to nie pomoże- wykupywanie czasu antenowego, w którym będzie można pokazywać nasz punkt widzenia. Wiem, że niefajnie jest płacić, za udowadnianie, że nie jest się wielbłądem, ale innego skutecznego wyjścia nie widzę.



9. Tak na zakończenie- to nie jest tak, że chce dissować Niemców. Współcześni Niemcy to fajni ludzie, mający często więcej dystansu do siebie niż większość Polaków. Ba, obecnie nawet dla nich pracuje i życzył bym sobie, żeby rodzimi „Janusze businessu” mieli tyle szacunku dla pracownika,  co moi aktualni chlebodawcy. Tylko kochani sąsiedzi- wybielanie tego, co wybielone sprzężone z  odwracaniem kota ogonem, jest po prostu głupie. I umówmy się- poza „Upadkiem” i „Good bye Lenin”  większość współczesnych niemieckich filmów jest po prostu słaba. Nie pogarszajcie tego wciskaniem ludziom kitu. 

Qostek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz