W
2013 przez polskie media przetoczyła się gigantyczna afera w sprawie emisji
niemieckiego mini-serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Chodziło głównie o to,
że żołnierzy Armii Krajowej przedstawiono w nim jako antysemitów, żydożerców i
generalnie osoby niewiele lepsze od członków SS. Teraz jedna z polskich
kancelarii złożyła pozew w tej sprawie. Jako wnuk żołnierzy AK, oraz osoby
odznaczonej przez instytut Yad Vashem, oraz prawie-już-absolwent prawa pozwolę
sobie wtrącić swoje 3 grosze w tym temacie. Będzie trochę prywaty, ale myślę,
że coś tam jednak wniesie do sprawy.
1. Mój pierwszy kontakt z serialem-
był kompletnie przypadkowy! Serio. Na kilka tygodni przed całą aferą jaka
wybuchła w polskich mediach, akurat skakałem po kanałach i satelicie dojechałem
do stacji zagranicznych, w tym ZDF, gdzie serial miał akurat swoją premierę
(wyjątkowy zbieg okoliczności! Ani nie mam specjalnie w zwyczaju jechać do
kanałów kilkaset, ani o serialu nie wiedziałem wcześniej). Jako miłośnik II WŚ
moją uwagę przykuły mundury z tego okresu. Postanowiłem więc „obczaić, jak też
Niemiaszki się przedstawiają”. Dodam- mój niemiecki to ledwie parę słów. I
doznałem lekkiego szoku, bo trafiłem akurat na scenę, gdy oficer SS strzela
w głowę małej dziewczynce. Pomyślałem „ok- może Niemcy zrozumieli, że
próba wybielania ich roli w II WŚ jest nie na miejscu”. I z jakiegoś
powodu przełączyłem kanał, pozostając w tym błogim przekonaniu.
2.
Afera w Polsce- wybuchła jakoś z pewnym opóźnieniem, ale co tam.
Generalnie wyszło, że Akowców przedstawia się tam w negatywnym świetle i nagle,
gdy okazało się, że TVP kupiła prawa do emisji serialu, wielu miało zamiar iść z
pochodniami i widłami na Woronicza.
3.
Czy TVP powinno serial emitować w świetle tej afery?- cóż wyrażę opinię
niepopularną ale... absolutnie tak! Nie dlatego, że mam zamiar szkalować
formację, w imię której mój dziadek ganiał po lasach. Po prostu już tyle razy
byłem świadkiem różnym „gównoburz”, w których twierdzono, że nasz naród i jego
bohaterów szkalowano, a w sumie nie była to prawda, że musiałem się o tym
przekonać. Żeby daleko nie szukać- graliście kiedyś w b. dobrą grę strategiczną
„Codename Panzers: Phase One”? Na początku gry wcielamy się w Niemców
atakujących Polskę w 1939. W jednej z cut-scenek, po wkroczeniu do jednej
z podwarszawskich miejscowości spotykamy pijanego polskiego dowódcę. Jezusie
Nazarejski- jak zareagowały polskie media? „Że Polaków przedstawiają jako
alkoholików”, „że coś tam”. Każdy kto grał wie, że scena przedstawiała
tak naprawdę dowódcę, który upił się po przegranej, honorowej walce z
przeważającym wrogiem. W tym miejscu moglibyśmy wstawić Anglika, Francuza,
Amerykanina, Węgra czy Eskimosa. Kontekst narodowościowy nie miał tu ŻADNEGO
znaczenia i nie miał na celu szkalowanie żadnego narodu. Ale media o czymś
musiały pisać. Dlatego też chciałem zobaczyć serial w całości- żeby poznać
kontekst, żeby zobaczyć jak to tych akowców przedstawiono. Jednym zdanie: „dla
czystej rzetelności, należało sprawdzić, czy jest się o co obrażać”. No i się przekonałem.
4. Czy weterani AK i my Polacy, którzy staramy się pielęgnować tradycję Armii Krajowej mamy prawo obrażać się o ten serial?- TAK! Po zobaczeniu całości, musiałem z przykrością stwierdzić, że media przestawiły sprawę rzetelnie. Kontekst w jakim przedstawieni są żołnierze AK w przedmiotowym serialu jest ewidentnie kłamliwy i wypaczony.
5.
Wydźwięk serialu- to nawet nie jest tak, że Niemcy w tym serialu unikają
odpowiedzialności za II WŚ, Holocaust i te wszystkie nieszczęścia z lat
30tych i 40tych. Trzeba uczciwie przyznać, że twórcy serialu przedstawiają
Niemców jako niezłych bydlaków. Jest wspomniana scena, gdy SS‑man strzela
dziewczynce w głowę. Represje Wermachtu wobec Żydów i ludności cywilnej
na wschodzie przewijają się w serialu „często- gęsto”. Na czym polega
problem? Cóż- nie unika się tu niemieckiej odpowiedzialności za te
wszystkie nieszczęścia, tylko stara się ją rozmyć, rzekłbym- rozwodnić.
Pokazuje się, że inne narody biorące udział w II WŚ zachowywały
się podobnie, na zasadzie „abo my tamto, ale pomagali nam Ukraińcy, a
Polacy i Rosjanie tamto”. Nawet to może i prawda, ale chodzi to trochę o skalę,
w której przeważali Niemcy. I to tworzy wypaczony obraz zdarzeń z lat 1939-45.
6.
Głupoty serialowe- cóż, niby nie mają wielkiego znaczenia, ale pokazują trochę,
jak scenarzysta podszedł do tematu. A podszedł trochę na zasadzie „na od.....”.
Przede wszystkim kłują w oczy idiotyzmy geograficzne, pokazujące, że researche
nie wykraczał poza „kto mieszka na wschód od Niemiec”, względnie „jakieś
miasta na wschód od Niemiec”, albo „aktualna mapa Niemiec”. I tak
ukraińska policja pomocnicza szlaja się w mieście Orzeł, dowiadujemy się, że ówczesne
Gliwice (Gleiwitz) są w Polsce, a uciekający spod nich partyzanci, żeby dojść
do Warszawy muszą przejść przez okolice Lublina.... No ale widocznie w
Niemczech nie ma wikipedii albo google maps.... (drobna złośliwość). Aha- co do
samego antysemityzmu AK. Niewątpliwe zdarzały się przypadki o podłożu,
antysemickim, jednak akurat w wypadku tej formacji, można śmiało powiedzieć, że
były to przypadki sprzeczne z wytycznymi dowództwa i rządu na uchodźstwie,
a więc każdy taki przypadek można pełnoprawnie określić jako poczynania
renegatów. Ale nie tylko o to chodzi. Wiele różnych bzdur
historycznych, czy stereotypów przewala się na co dzień przez różne
filmy czy seriale. Ale i ten wątek jest po prostu głupi- serialowi partyzanci,
otoczeni przez niemieckie patrole i mający problemy z aprowizacją,
najwidoczniej nie mają lepszej rzeczy do roboty niż gadanie „co to tym Żydom
nie zrobią”, bo w serialu w zasadzie nic innego nie robią. Nie dość, że
mocno kłamliwe, to jeszcze po prostu głupie.
7.
Teraz trochę prawniczego bełkotu- 18 lipca 2016 roku przez portale o tematyce
prawniczej przewinęła się informacja, że niemiecka telewizja ZDF i producenci
serialu zostali pozwani. Powodami są Światowy Związek Żołnierzy AK oraz jeden z
żołnierzy AK. Chodzi o naruszenie dóbr osobistych. W pozwie zażądano m.in.
usunięcia w serialu liter AK z opasek noszonych przez rzeczony oddział oraz
wyświetlenie informacji o prawdziwej roli AK w KAŻDEJ telewizji w jakiej
wyświetlany był serial. No i pojawia się kilka problemów. Po pierwsze- obrońcy
pozwanych podnosili, że polski sąd nie jest właściwy dla rozpatrywania sprawy o
globalnym charakterze. Argumentacja taka, nie jest kompletnie od czapy, bo
serial poszedł do kilkudziesięciu krajów. Sąd Okręgowy w Krakowie jednak uznał
swoją właściwość do rozpatrywania tej sprawy, gdyż serial był emitowany również
w Polsce. Tu pojawia się kolejny problem- pomimo że serial ma w tym wypadku
ewidentnie charakter propagandowy, to stanowi absolutną fikcję. Nie
przedstawia losów jakiegoś konkretnego oddziału AK czy konkretnych nazwisk. I
pytanie czy mając na uwadze, że jakiś antysemicki oddział renegatów wśród AK
się znajdzie i będą na to dowody historyczne, a fabułę serialu można uznać
za fikcję literacką to czy wystąpiły obiektywne przesłanki, żeby uznać, że
dobra osobiste powodów zostały naruszone. I trochę na dwoje babka wróżyła, bo w
tej materii orzecznictwo bywa różne różniaste, a jedno z orzeczeń Strasburga
(na które prawie na pewno powołają się pozwani) mówi jasno, że fikcja literacka
w podobnych przypadkach nie stanowi naruszenia dóbr osobistych. No i dochodzi
jeszcze kwestia wolności artystycznej i tym podobnych spraw. No ale ok- załóżmy, że (czego szczerze życzę!)- strona
powodowa wygra. I co dalej? Zaczynają się kolejne schody. Cóż- wyegzekwowanie
wielu orzeczeń często ciągnie się latami, a wręcz nie jest realizowana nawet w
Polsce. Na szczeblu międzynarodowym... przyznam się szczerze, że jako prosty
żuczek nie do końca orientuje się jak to jest z wykonywaniem orzeczeń polskich
sądów za granicą. Pobieżnie czytając widzę, że są regulacje w tej sprawie na
terenie Wspólnoty Europejskiej. Co z pozostałymi krajami? Nie wiem, ale i w
samej UE, wyegzekwowanie zasądzonych roszczeń będzie pewnie drogą przez mękę,
której wielu członków Światowego Związku Żołnierzy AK ze względu na swój wiek-
nie dożyje.
8.No
to o co tu chodzi? -skoro wbrew pozorom sprawa, z prawnego punktu wiedzenia nie
jest oczywista, a finalne załatwienie sprawy w sposób jaki wymarzyła to sobie
strona powodowa jest prawie na pewno niemożliwe? Ok- są też roszczenia
pieniężne, które z tego wszystkiego będzie wyegzekwować najłatwiej, ale tu
przecież nie chodzi o pieniądze, prawda? Cóż- żołnierzom AK pewnie nie. Jest
jednak kolejny zgrzyt. Pewnie nie wiecie, ale kancelarie prawnicze nie mogą
się w żaden sposób reklamować. Dodajmy rynek jest mocno nasycony i na
klienta, który przyjdzie z ulicy w zasadzie nie ma co liczyć. Co więc
zrobić w takiej sytuacji? Ano albo liczyć na klientów z polecenia, co
wymaga budowania bogatej bazy kontaktów, albo pojawić się w mediach w głośnym
procesie. Sam znam przypadek, gdy jeden z moich wykładowców, po zostaniu
obrońcą z urzędu w głośnej sprawie, zrezygnował z pracy na uczelni-
najpewniej był to efekt zaistnienia w mediach i ustawianiu się klientów
pod drzwiami kancelarii. Tu na początku przewijały się właśnie informacje, że
kancelaria reprezentuje jednego z AKowców za darmo, ba- będzie im finansować
przejazdy i takie tam. Później informacja zniknęła. I żeby nie było- samo w sobie zaistnienie
w mediach, czy jakaś forma pokazowego reprezentowania różnych podmiotów,
których często nie stać na fachową pomoc prawną, w zamian za swego rodzaju
rozgłos, nie uważam za coś złego. Z tego co widzę, kancelaria
reprezentująca jednego z Akowców, bardzo często przewija się przez sprawy pro
publico bono. I bardzo zacnie, że pomagają np. rodzicom chorych dzieci
walczyć z NFZ. Jest tylko jedna kwestia. O ile np. w sporach o refundacje
leczenia wyegzekwowanie zasądzonego roszczenia jest stosunkowo łatwe, o tyle
tutaj, zakładając nawet wygraną- najpewniej uzyskamy wyrok wart tyle, co papier
na którym go wydrukują. Tzn. oczywiście do wyroku sądu zastosuje się pewnie
TVP. Tylko, że zasadniczo nie wiele to zmienia, bo i tak od 25 lat mówi o AK
raczej w pozytywnym świetle. Telewizje z innych krajów, gdzie puszczono
rzeczony serial, raczej to zignorują, a przecież chodzi tu o dobre imię Polski
za granicą. Nie chce uchodzić za pesymistę, ale jedyną chyba metodą walki z
takimi sytuacjami jest proszenie przez MSZ i różne instytucje (jak swego czasu
robiła GW przy pojawianiu się terminu „polskie obozy koncentracyjne”), a jeśli
to nie pomoże- wykupywanie czasu antenowego, w którym będzie można pokazywać
nasz punkt widzenia. Wiem, że niefajnie jest płacić, za udowadnianie, że nie
jest się wielbłądem, ale innego skutecznego wyjścia nie widzę.
Qostek